czwartek, 23 maja 2013

Pierwsze dni w Älvsjö


Zamieszkaliśmy w Älvsjö. To dość nietypowa dzielnica na południowy zachód od centrum Sztokholmu. Nietypowa dlatego, że nie ma tu wielu osiedli, a mieszkańców jest mniej niż tysiąc. Zamiast osiedli znajdują się tu hale wystawowe sztokholmskich targów, trochę hoteli, sklepów i duża stacja kolejowa. W czasie targów musi tu być ogromny ruch, ale teraz (poza stacją) jest bardzo spokojnie.

Do pracy dojeżdżamy do Telefonplanu. Miejsce wzięło nazwę od dawnej, głównej fabryki Ericssona. Fabryka zmieniła się w akademię sztuki, ale w okolicy nadal znajduje się jeden z ich biurowców. To jeden z tych starszych, chyba ich niegdysiejsza główna siedziba, wygląda zupełnie inaczej od współczesnych, oszklonych biurowców. Z wąskimi oknami i w jednolitym, brązowym kolorze przypomina mi trochę olbrzymi bunkier.


Nieopodal tego biurowca, na rondzie, stoi rzeźba przedstawiająca skrzyżowanie wielbłąda i łosia. Wielbłoś ma tabliczkę wyłącznie po szwedzku, więc nie wiem o co z nim chodzi.


Jeździmy codziennie autobusem. Kupiłem kartę na 30 dni. Wyszło drogo, ale powinno się szybko zwrócić. Karta jest na wszystko, pociągi, włącznie z podmiejskimi, autobusy i metro.

Miasto, a przynajmniej najbliższa okolica jest jak ogromny park. Nie widziałem tu niczego podobnego do polskiego blokowiska. Kilka bloków, zieleń, potem znowu dwa bloki i dalej park.

Co krok są jakieś skałki. W Polsce byłyby to już pewnie atrakcje, tutaj widziałem bloki zbudowane tuż obok niektórych większych skał. Wygląda na to, że cała okolica położona jest na wzgórzach, w większości łagodnych, ale zdarzają się też bardziej strome.

poniedziałek, 20 maja 2013

Powrót do Sztokholmu

Po zaledwie dwóch tygodniach od poprzedniego wyjazdu, wróciłem właśnie do Sztokholmu. Tym razem na dłużej. W planach jest 2,5 tygodnia pracy. Mam za sobą ciężką noc i dzień - dwa loty z lądowaniem w burzy we Frankfurcie, jazda autobusem z lotniska Arlanda do centrum, potem samochodem znajomego. Do hotelu dotarliśmy około 2:00 w nocy. A kilka godzin później trzeba było wstać i iść do pracy...

niedziela, 5 maja 2013

Dzień w Sztokholmie


Wyjechałem na jeden dzień do Sztokholmu. Przeprowadziłem prezentację naszej aplikacji u klienta. Poszło nieźle, a potem zostało mi jeszcze pół dnia na zwiedzanie miasta. Wiele oczywiście nie zobaczyłem. Czasu starczyło, żeby pojechać na Stare Miasto i trochę po nim pochodzić.

Ogólne wrażenia - bardzo mi się tam podoba. Nie ma olśniewających zabytków, ale to co jest, jest zadbane i ładne. Centrum miasta położone jest na wyspach. Królewski zamek znajduje się na brzegu morza.

Podobały mi się stacje metra, każda w innym stylu. Jedna na przykład zamalowana była dziecięcymi rysunkami. Inna pomalowana była w las. To co mi się na pewno nie podobało, to ceny. Jest bardzo drogo. Bilet na szybki pociąg na lotnisko kosztował 273 SEK (czyli około 130 złotych), szwedzka czekolada 25 SEK.

Podróż minęła bez większych przygód. Przeleciałem z najmniejszym w życiu bagażem głównym (ważył mniej niż 4 kg). Nauczyłem się, żeby nie przyjeżdżać za wcześnie na lotnisko w Krakowie. Na krajowym terminalu (zaczynałem od lotu do Warszawy) nie wpuszczają pasażerów za bramki, dopóki poprzedni samolot nie odleci. W ogóle gdyby nie te bramki to krakowski krajowy terminal byłby zupełnie jak dworzec PKS, a nie lotnisko.

Do Warszawy poleciałem pierwszy raz turbośmigłowym samolotem. Lot trwał 35 minut, na pełnej wysokości lecieliśmy może kilka. W samolocie do Sztokholmu poznałem Panią ze Szwecji, która radziła sobie ze stresem dużo mówiąc. Zobaczyłem wszystkie jej zdjęcia z ostatnich miesięcy. Dwa razy wakacje i pięć kotów. Właściwie to było miłe, też lepiej zniosłem lot dzięki rozmowie. Odzwyczaiłem się od latania i jak zawsze po dłuższej przerwie byłem zestresowany.

Trochę zdjęć ze Sztokholmu w mojej galerii.