poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Miasto-widmo

Noc w autobusie to dla mnie ciąg obrazów, przerywanych momentami snu. Przydrożna jadłodajnia przy której zatrzymują się autobusy. Ktoś krzyczy przez mikrofon, kiedy danie jest gotowe. Ludzi jest tyle, że krzyczy bez przerwy. Droga przez góry, sznur samochodów jeden po drugim pokonujących serpentyny - ruch jest większy niż w dzień, tylko zamiast skuterów więcej samochodów. Ta sama droga, jakaś wioska w górach. Obok drogi leży autobus, który wypadł z trasy. Kierowcy gromadzą się na coś co wygląda jak sejmik, po czym wszyscy wsiadają do samochodów i odjeżdżają. Dużo później, już na nizinach, stary autobus wypchany po brzegi pakunkami. Na każdym siedzeniu leży wielka paczka - pakunki jeżdżą tu w autobusach, a ludzi wozi się ciężarówkami.

Pół godziny przed dotarciem na miejsce, w oddali widać łunę świateł. Wkrótce przekonam się, że to nie światła miasta, tylko uliczne światła kompletnie pustych, wielopasmowych autostrad. Nay Pyi Taw jest nimi poprzecinane. W nocy sypiają na nich psy. Kiedy jechałem taksówką, był to jedyny samochód na całej długości takiej arterii.

Osiem pasów w jedną stronę
Wśród łuny świateł wyróżnia się Pagoda Uppatasanti - rozświetlona, odbija się złotem w chmurach. A wczoraj wieczorem, przed moim wyjazdem, w Nyaung Shwe był kolejny blackout - światła zgasły w połowie miasta.

Autobus nie wjeżdża nawet do Nay Pyi Taw, zatrzymujemy się na dworcu w Pyinmanie. Natychmiast otacza mnie tłum kierowców taksówek, którzy długo dyskutują lokalizację mojego hotelu. Pokazuję im ją na Google Maps - pojechaliśmy, ale później i tak się zgubili. Miejscowi nie znają i nie lubią Nay Pyi Taw. Do hotelu jadę z dwoma Birmańczykami (kierowcy towarzyszy zmiennik). Kiedy jedziemy przez dzielnicę hoteli, słyszę jak komentują coś po birmańsku i dodają do tego z drwiną angielskie słowo "city". Widok jest rzeczywiście absurdalny. Z jednej strony pustej autostrady ciągną się kolejne kompleksy hoteli, każdy ogromny i oddalony od sąsiadów - w Nay Pyi Taw nie widziałem jeszcze zwartej zabudowy. Z drugiej mroczna pustka - lasy, pola lub łąki.

Tu się właśnie zgubiliśmy. Muszę jeszcze raz pokazać (kierowcy taksówki!) jak dojechać na miejsce. Skręcamy w kolejną, tym razem węższą ulicę i jedziemy przez następną pustkę - na mapie Google ten obszar jest oznaczony jako "Diplomatic Housing Estate" - w okolicy widzę co najwyżej kilka domów.

Typowa ulica
Nay Pyi Taw jest stolicą Mjanmy od dziesięciu lat. Decyzję o budowie nowego miasta i przeniesieniu tu władz podjął wojskowy rząd Mjanmy z generałem Than Shwe na czele. Niewiele spraw można załatwić w stolicy, sądząc po tym, że z pełnego autobusu, w Nay Pyi Taw wysiadła ze mną jeszcze tylko jedna osoba. Pozostali pojechali dalej do Rangunu - poprzedniej stolicy i prawdziwego centrum życia tego kraju.

Mój hotel jest taki sam jak miasto - ogromny i pusty. Jestem jednym z kilku gości. Śniadanie jadłem zupełnie sam w wielkiej jadalni. Na każdego z nas przypada chyba po dwadzieścia osób obsługi. Cena jest wysoka jak na Mjanmę, ale niższa od cen pokoi w Polsce - nie mam pojęcia jak się utrzymują. Możliwe, że hotel jest w jakiś sposób subsydiowany.

Po południu pojechałem na miasto. Niestety nie było mowy o samodzielnym poruszaniu się. Piechotą przeszedłbym wiele kilometrów nim spotkałbym innego człowieka. Komunikacja publiczna? Co miałaby tu wozić, powietrze? Musiałem wynająć taksówkę od hotelu - kilka godzin było droższe niż dzień taksówki w Mandalaju.

Za dnia miasto robi jeszcze gorsze wrażenie niż w nocy. Jest nieprawdopodobnie puste. Nie ma tu nawet pól, tylko lasy. Pomiędzy lasami, w odległości kilometrów od siebie, rządowe budynki. Widziałem tylko jedno małe osiedle i kilka domów. Niektóre z ulic mają po dziesięć pasów w jedną stronę. Na minutę przejeżdża nimi jeden albo dwa samochody. Co jakiś czas przejeżdżaliśmy przez ogromne, kompletnie puste ronda. Bliżej centrum zaczęliśmy widywać troszeczkę więcej ludzi i samochodów, ale nic poza tym nie wskazywało na to, że jesteśmy w dużym mieście.

Parlament zza ogrodzenia
Co tu się zwiedza? Największe atrakcje Nay Pyi Taw to Pagoda Uppatasanti i białe słonie trzymane w klatce nieopodal, budynek parlamentu oraz fontanna. Do parlamentu nie dotarliśmy, dojechaliśmy do bramy kilometr przed i zostaliśmy zawróceni przez żołnierzy. Nie wiem czy to jako obcokrajowiec stanowię takie zagrożenie, czy może po prostu parlament zamknięty jest teraz dla wszystkich. Wiem, że Birmańczykom zdarza się czasem podchodzić bliżej i robić zdjęcia. Z fontanny zrezygnowałem sam, bo kiedy przejeżdżaliśmy obok, była akurat ulewa. To miasto jest absurdalne samo w sobie, nie ma potrzeby by dodawać sobie jeszcze atrakcji w rodzaju oglądania fontann w strugach deszczu.

Widok na miasto
Spod pagody obejrzałem sobie miasto dookoła. We wszystkich kierunkach ta sama zielona pustka. Tu i tam, wśród lasów, pojedyncze budynki. Na wschodzie lasy przechodzą w pola (ale to już zamieszkana przez ludzi Pyinmana i okolice), które ciągną się daleko aż do gór.

Wróciłem do hotelu i czekam teraz na poranny autobus.

Album ze zdjęciami z Nay Pyi Taw udostępniłem tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz