czwartek, 2 listopada 2017

Laotański plan

Czekam właśnie na samolot w Warszawie. Myślałem, że w ogóle tu nie dotrę. Autobus popsuł się i zatrzymał w środku lasu, zaledwie kilkanaście kilometrów za Ostrowcem. Na szczęście po prawie pół godziny grzebania w silniku udało się do odpalić i pojechaliśmy.

Plan z prawdopodobnymi trasami lądowymi
Co dalej? Za kilka godzin samolot do Wiednia. Potem krótka noc w samolocie do Bangkoku - będę leciał w stronę wschodzącego słońca. Do Tajlandii dotrę późnym popołudniem lokalnego czasu. Tym razem Bangkok jest dla mnie krótkim przystankiem w drodze na północ Tajlandii. Już następnego dnia rano polecę samolotem Air Asia do Chiang Mai. Tam zatrzymam się na kilka dni, po czym wyruszę dalej na północ do Chiang Rai. Kolejnego dnia będę przedzierał się lokalnymi autobusami i tuk tukami w kierunku Laosu. Nie mam laotańskiej wizy, będę załatwiał ją na granicy, więc przeprawa zajmie prawdopodobnie cały dzień. Wieczorem tego dnia powinienem dotrzeć do laotańskiego Huay Xai nad Mekongiem.

Huay Xai to punkt startowy dwudniowego rzecznego rejsu w kierunku Luang Prabang. Po drodze zatrzymam się na noc w Pakbeng. Luang Prabang jest moim głównym laotańskim celem i zatrzymam się tam na dłużej.

Z Luang Prabang wyruszę autobusami na północny wschód - w kierunku Równiny Dzbanów. Po kilku dniach czeka mnie kolejna całodniowa autobusowa podróż do stolicy Laosu - Wientianu.

Dalej chciałbym skierować się na południe Laosu, ale z uwagi na większe odległości i trudniejsze drogi, plan staje się bardziej płynny. Na pewno chciałbym zobaczyć jaskinię Kong Lor, ale nie wiem czy się uda bo jeszcze tego samego wieczora mam zaplanowany nocleg w Pakse, daleko na południu.

Chętnie zobaczyłbym ruiny Wat Phu które znajdują się dwie godziny drogi od Pakse, ale niestety prawie na pewno zabraknie mi na to czasu, bo tego samego dnia czeka mnie jeszcze trudna podróż lokalnym transportem na Don Det w rejonie Czterech Tysięcy Wysp.

Po Don Det czeka mnie prawdopodobnie najtrudniejsza część podróży, przeprawa lokalnym transportem do Kambodży. Łodzie, minibusy, załatwianie wizy na granicy, a na koniec autobus po koszmarnej podobno drodze na południe Kambodży. Podobno można tak dojechać jednego dnia do Phnom Penh, ale postanowiłem oszczędzić sobie dodatkowych czterech godzin jazdy i przedzierania się przez miasto nocą. Zatrzymam się po drodze w Kratie, a do Phnom Penh dotrę następnego dnia.

Od tego miejsca wrócę znów na bardziej uczęszczane przez turystów trasy i dalszą część odbędę (mam nadzieję) w wygodniejszych autobusach. W ten sposób dojadę do Siem Reab z ruinami świątyń Angkoru, a potem dalej do Bangkoku. Skąd za dokładnie miesiąc wylecę do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz