Stanowisko numer 1 |
Ślady wojny są nadal widoczne w obszarze archeologicznym numer 1. Pomiędzy amforami widać leje po bombach. Cześć z nich została wyraźnie uszkodzona przez najbliższe wybuchy.
Pierwszego dnia jeździłem po okolicy w małej grupie z przewodnikiem. Widzieliśmy wszystkie trzy stanowiska. Pierwsze z nich, najbardziej rozległe znajduje się dość blisko Phonsavan, dlatego też jest tam dość dużo turystów. Ludzie biegają pomiędzy amforami i robią sobie selfie. Mimo wszystko to stanowisko było też najbardziej widowiskowe z trzech. Cześć amfor znajduje się na zrytym bombami i okopami wzgórzu, większość zajmuje rozległe pole poniżej. Nieopodal pola amfor znajduje się niewielka jaskinia z buddyjskim ołtarzem. Przed wejściem wyroiły wczoraj pszczoły, które gnieżdżą się w skałach.
Stanowisko drugie zajmuje szczyty dwóch sąsiadujących ze sobą wzgórz. Z jednego ze szczytów roztacza się wspaniała panorama okolicy. Drugie jest całkowicie porośnięte lasem. Dzbany znajdują się tam pośród drzew. Widziałem jeden rozłupany przez drzewo które w nim wyrosło. Wokół wzgórz nadal trwały prace związane z poszukiwaniem i usuwaniem niewybuchów, więc nie wolno tutaj oddalać się od samego stanowiska archeologicznego.
Do trzeciego idzie się długą ścieżką między stawami i polami ryżowymi, więc można popatrzeć na wiejski laotański krajobraz. Amfory znajdują się na zboczu wzgórza, pośród drzew.
Ruiny świątyni w Xieng Khouang |
Wesele Hmong |
Dzisiaj wypożyczyłem sobie rower i pojechałem na miejsce gdzie miałem nadzieję znaleźć wodospad, w okolicy trzeciego stanowiska archeologicznego. Niestety okolicę wodospadu znalazłem zdewastowaną, a rzekę przeniesioną do nowego koryta - powstała tam niewielka elektrownia wodna. Wygląda to strasznie. W starym korycie nadal sączy się odrobina wody, ale tyle że prawie nic.
Zawróciłem i przynajmniej tyle miałem z tej wycieczki, że sobie sfotografowałem trochę wiejskich widoków i krajobrazów. Bardzo się wymęczyłem, bo rower był bez przerzutek, a kilka razy musiałem pokonać większe wzniesienia. Na motorower się nie zdecydowałem, bo brakuje mi doświadczenia - jeden dzień z elektrycznym skuterem w Mjanmie to trochę mało. Z drugiej strony przy kolejnym wzniesieniu naprawdę żałowałem, że tego nie zrobiłem. Nauczyłbym się powoli i na pewno nie wymęczył tak bardzo. Zrobiłem na tym rowerze przeszło 50 kilometrów.
Chwilami budziłem sensację, bo jednak większość turystów nie przemieszcza się w ten sposób. Dzieci machały, starzy wytrzeszczali oczy. Przejeżdżałem koło podstawówki w czasie przerwy pomiędzy lekcjami i wszystkie dzieci zaczęły się wydzierać, a część podbiegła do ogrodzenia.
Ruch jest dość spokojny i jak na azjatyckie warunki uporządkowany. Zdarzyło się, że samochód się zatrzymał żeby mnie przepuścić. Nie do pomyślenia w Chinach czy Mjanmie.
Popołudnie spędzam w Phonsavan, które jest nowym miastem, wybudowanym po zniszczeniu Xieng Khouang. Nie ma tu niczego ciekawego, może poza nocnym bazarem, który otwiera się co wieczór w okolicy miejscowego sztucznego jeziora. Nad miastem góruje coś co podobno jest hotelem w trakcie budowy. Cała jego okolica jest ogrodzona. Być może to kolejna tutaj chińska inwestycja.
W Polsce na stuterze jeździć sie nie nauczysz...
OdpowiedzUsuńTak wiem. No głupio zrobiłem. No, ale uczę się na błędach :) Następnym razem jednak skuter, albo przynajmniej górski rower.
Usuń