niedziela, 10 grudnia 2017

Odrodzone miasto

Dawno temu, chyba kiedy byłem jeszcze dzieckiem, w moje ręce trafił tekst o historii Kambodży. Pamiętam go do dzisiaj. Opowiadał o kraju, którego mieszkańcy wyczekiwali zmiany władców jak zbawienia i za każdym razem spotykał ich jeszcze gorszy los. Który wzniósł wspaniałą stolicę - Angkor, po to by ją parę wieków później opuścić i zapomnieć.

Promenada nad Mekongiem
Dziś wiem, że ten artykuł był pełen nieuprawnionych analogii, uproszczeń, a nawet przekłamań które dziennikarzowi pasowały pod tezę. Popularnym mitem, który reprodukował, był na przykład ten o odkryciu Angkoru. Angkoru nie odkryto, ponieważ wcale nie został zapomniany, a jego europejski "odkrywca" spopularyzował go tylko na zachodzie.

Artykuł był jednak bardziej o współczesnej historii. O kolejnych "wyzwolicielach" Phnom Penh - Czerwonych Khmerach, którzy pod pozorem ewakuacji miasta wypędzili jego mieszkańców, mordując opornych. Dwa miliony ludzi zostało wygnane na wieś, gdzie miało pracować w "kolektywnych gospodarstwach rolnych". W ciągu zaledwie kilku dni Phnom Penh zmieniło się miasto duchów. Kiedy kilka lat później połączone siły armii wietnamskiej i odstępców z ruchu Czerwonych Khmerów zajęły stolicę, ludzie tutaj musieli zacząć od początku. Ci którzy przeżyli wracali często już nie do własnych domów, bo te były zajęte przez innych.

Przyjechałem tu mając w głowie takie obrazy i spodziewałem się... no właśnie czego? Równie dobrze mógłbym doszukiwać się śladów wojny we współczesnej Warszawie - one oczywiście tam są, ale widoczne tylko wtedy gdy się ich szuka. Współczesne Phnom Penh jest żywe i energiczne. Z miast które wcześniej widziałem, najłatwiej mi je porównać z Mandalajem w Mjanmie. Podobny uliczny chaos, mieszanina piękna i brzydoty, świątyń i bazarów.

Centrum miasta to odnowiony Pałac Królewski i promenady nad Mekongiem, gdzie wieczorami gromadzą się turyści i lokalni mieszkańcy. Ci ostatni przychodzą tu złożyć ofiary w jednej ze świątyń, ale także sprawdzić przyszłość. Jest tu nad rzeką cała alejka gdzie siedzą wróże, przepowiadają z kart, rąk i czego jeszcze popadnie.

Wróżenie z kart
Cieszę się, że zatrzymałem się w drodze z Laosu w Kratie. Gdybym przyjechał tu w nocy, gdyby pierwszym miejscem, które tu zobaczyłem było więzienie Tuol Sleng czy pola śmierci, to mój odbiór tego miasta byłby zupełnie inny.

Więzienie Tuol Sleng
Oczywiście byłem też na miejscach kaźni Czerwonych Khmerów. W Tuol Sleng i w Choeung Ek. Trudno mi opisać swoje wrażenia, a tym bardziej zestawić je z tym żywym miastem, które poznałem. Wyszedłem bardzo przygnębiony. Tym bardziej doceniam odrodzenie Phnom Penh i drogę, którą przeszło od tamtych czasów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz