środa, 15 listopada 2017

Z kurczakiem przez góry

Kurczak w podróży
Rozmawialiśmy właśnie o motocyklu, który umieścili na dachu naszego autobusu. Jeden z turystów rzucił "but there is no chicken". A kolejny "chickes arrives". No bo właśnie się pojawił. Nasz współpasażer wiózł go w nosidełku całą drogą, zawieszonego na ramieniu. Kiedy właściciel wychodził to kurczak chcąc nie chcąc wychodził razem z nim.

Bilet autobusowy kupiłem sobie w hostelu. Co oznacza sporą prowizję, ale też wliczony transport na dworzec autobusowy, który znajduje się daleko na zachód od centrum miasta. Wyjechaliśmy około 8:30.
Dworzec autobusowy pod Luang Prabang

Nasz autobus

Pakowanie motocykla
Zaczęła się droga w górę po kolejnych serpentynach. Kilkadziesiąt kilometrów od Luang Prabang wyprzedzający nas minibus uderzył w nasze boczne lusterko. Zatrzymaliśmy się na półtorej godziny i czekaliśmy na kogoś z firmy ubezpieczeniowej, aż dojedzie z dolin żeby podpisać papiery. Najwyraźniej umowa zawarta między samymi kierowcami nie byłaby ważna.
Czekamy na firmę ubezpieczeniową
Mieliśmy później jeszcze jeden postój. Na obiad w przydrożnym barze, w górskiej wiosce.
Bar w górskiej wiosce

Widok z okna baru
Pozostałe pięć czy sześć godzin z tej podróży zapamiętam jako nieustanną jazdę w górę i w dół po zakrętach. Prawie cały czas jechaliśmy wijącymi się serpentynami. Miejscowi podróżni chorowali. Ciężkie warunki jazdy osładzały mi trochę widoki, które były niesamowite. Te kilka zdjęć poniżej, nie oddaje tego co widziałem. Ciężko zrobić zdjęcie telefonem z wciąż skręcającego autobusu. Jechaliśmy czasem wysoko i widzieliśmy wioskę rozłożoną na szczycie mniejszej góry poniżej. Zjeżdżaliśmy do niej w ciągu kolejnych dziesięciu minut.

Widok z autobusu

Widok z autobusu

Widok z autobusu

Widok z autobusu
Kilkadziesiąt kilometrów od celu wjechaliśmy na wyżynę i krajobraz się zmienił. Góry ustąpiły łagodnym wzgórzom.
Wzgórza wokół Phonsavan
Dojechaliśmy na miejsce około 17. Jestem na wysokości ponad 1000 metrów nad poziomem morza i jest tutaj wyraźnie chłodniej. Wieczorem po raz pierwszy od podróży do Warszawy przydał się polar, który ze sobą zabrałem.

Nie wiem jaki był dalszy los kurczaka, ale nie przebył chyba tak długiej drogi, żeby po prostu trafić na stół. Jaki miałoby to sens skoro można je dostać w każdym mieście? Chciałym więc wierzyć, że zaczął szczęśliwe życie w nowym stadzie w Phonsavan.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz