poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rzym 2014

W Rzymie spędziłem siedem dni - nie licząc tych potrzebnych by tam dolecieć i wrócić do Polski. Poleciałem bezpośrednio z Krakowa, Ryanairem. Początkowo w planach była także jednodniowa wyprawa do miasteczek Castelli Romani, ale na miejscu zdecydowałem się zamienić ją na zwiedzanie Ostia Antica na rzymskim wybrzeżu.

Forum Romanum

Tanie linie i lotnisko Ciampino

Pierwszy raz leciałem tanimi liniami. Zwykle jeśli latam samolotem to latam z pracy i zwykłymi liniami. Na poprzednie wakacje też raczej wybierałem promocje zwykłych linii - jak do Japonii - Aeroflotem. Dla kogoś kto często lata Rynairem to pewnie normalka, ale mnie pewne rzeczy zaskoczyły.

Przede wszystkim kwestia bagażu głównego. Kiedy kupowałem bilety wybrałem linie ze względu na brak przesiadek oraz cenę - o połowę niższą niż u konkurencji. Dopiero po zakupie odkryłem, że w cenie biletu nie ma bagażu głównego - po dokupieniu tej opcji - różnica w cenie znacząco zmalała. Wiele opcji mogłem jeszcze dokupić - wybór miejsca 25 PLN w jedną stronę - wybrałem. Kolejka priorytetowa do samolotu - za chyba 50 PLN - tu się nie zdecydowałem, ale inni tak - później zrozumiałem dlaczego. 

Kilkanaście osób zdecydowało się na tą szybką kolejkę i ci mieli swobodę wyboru miejsca na bagaż podręczny - o co później było trudniej. Samolot - Boeing 737-800 - miał jedno dodatkowe siedzenie w każdym rzędzie czyli konfigurację 3x3, ale przy tym standardową ilość miejsca na bagaże. Poza szybką kolejką, była jeszcze normalna - ludzie ustawili się w niej na 40 minut przed wpuszczeniem pierwszej osoby na pokład.

Lotnisko Ciampino jest mniejsze od krakowskich Balic. Jest ciasne, nie ma żadnych wygód, kolejki do samolotów wiją się między siedzeniami, ponieważ brakuje miejsca. Po przejściu przez bramki dostępna jest jedna mała toaleta. W hali przylotów właściwie niczego nie ma: kantor, dwa stoiska z biletami na autobus i bar dla pracowników lotniska.

Do Rzymu, w okolice dworca Roma Termini, pojechałem autobusem Terravision za 4 EUR.

Rzym ze wzgórza Janikulum

Hostel

Mieszkałem w małym hostelu w okolicach Placu Berberini. Super lokalizacja, kilka minut do stacji metra i 5 minut do Fontanny Di Trevi. Lub, w inną stronę, 10 minut do Hiszpańskich Schodów. Śniadanie w kafejce za rogiem. Na ulicy przed wejściem rewelacyjna pizzeria, gdzie dostawałem zniżki odkąd właściciel się domyślił, że jestem z tego hostelu.

Właścicielka - Monica - przygotowała mi mapę miejsc, które powinienem odwiedzić - atrakcje, bary, najlepsze lody. A potem jakby tego było mało, narysowała przy mnie drugą mapę z kolejnymi atrakcjami, trasami autobusów i wszystkiego czego powinienem się dowiedzieć. Dostałem tyle porad, że starczyłoby na jeszcze jeden tydzień. A w kolejnych dniach Monica - jeśli ją spotkałem - dodawała mi do mapy kolejne punkty.

Pierwsza mapa atrakcji

Roma Pass

W czasie wizyty korzystałem z kart Roma Pass. Karta na trzy dni kosztuje 36 EUR - sporo, ale z kartą dwa pierwsze zabytki czy muzea zwiedza się za darmo. Przy odpowiednim wyborze (np. Koloseum i Forum Romanum kosztują razem 11 EUR) koszt karty szybko się zwraca. Po dwóch zabytkach w kolejnych ma się zniżki. Poza tym istnieje grupa muzeów, do których wstęp jest zawsze darmowy z Roma Pass. Zniżki obejmują większość państwowych i miejskich muzeów, ale nie Watykan i muzea kościelne. Kartę można kupić w jednym z punktów informacji turystycznej. 

Z Roma Pass można korzystać z komunikacji miejskiej - metra, autobusów, kolejek podmiejskich (w tym kolejki nad morze, z której korzystałem) oraz włoskich kolei (na odcinkach w granicach Rzymu). Przetestowałem kartę właściwie we wszystkich tych środkach komunikacji. W metrze bramki czytają ją jak bilet czasowy. W autobusach nie ma żadnych czytników przy wejściach - kartę należy tylko okazać w przypadku kontroli.

Koloseum

Bezpieczeństwo

Przed wyjazdem do Rzymu na jednym z polskich portali przeczytałem artykuł o gangach żebraków, którzy wymuszają haracze na turystach przy automatach biletowych stacji Roma Termini. Poza gangami żebraków, turystom zagrażać mieli wszechobecni kieszonkowcy. Było też o bezradności policji i wbijaniu długopisów w oczy ochroniarzy metra, którzy odważyliby się bronić turystów. Ogólna wymowa artykułu była taka, jakby w Rzymie urządzano zbiorowe polowania z nagonką na turystów. Artykuł spotkał się aprobatą komentujących, którzy wprawdzie rzadko mogli podzielić się własnymi doświadczeniami, ale chętnie odgrażali się, że do Rzymu nigdy nie pojadą.

Jak było naprawdę? Spokojnie, choć widziałem kilka incydentów, które sugerują, że faktycznie należy uważać na kieszonkowców. Widziałem panią krzyczącą na ulicy po tym jak ukradziono jej telefon. I złodziejkę osaczoną i zatrzymaną na stacji metra przez współpasażerów. To jednak jednostkowe przypadki w wielkim i bardzo żywym mieście.

Z natrętnym żebraniem osobiście miałem do czynienia raz, gdy coś kupowałem i podszedł do mnie romski chłopiec. Nie odczepił się dopóki się stamtąd nie oddaliłem. Żebrzących Romów faktycznie było więcej niż gdzie indziej pod dworcem Roma Termini. Sam dworzec jest ogromny i nie jest trudno znaleźć w nim spokojniejsze miejsce. Biletowego “pomagacza” widziałem tylko przy automacie blisko wejścia. Nie wiem jak jest z automatami w metrze, ponieważ posługiwałem się kartami Roma Pass i nie musiałem kupować biletów na metro.

Trochę żebraków kręci się też w okolicach miejsc pielgrzymkowych - ważniejszych kościołów katolickich - nie spotkałem się jednak z ich strony ze zbytnią natrętnością.

Bazylika Św. Piotra z Zamku Św. Anioła

Jedzenie

Mało oryginalnie, żywiłem się głównie pizzą. W Rzymie bardzo popularne są bary, w których można dostać porcję pizzy o wybranym rozmiarze - wszystko na ogół świeże i dobre. Kawałek można zjeść na miejscu, albo zabrać ze sobą i wtedy dostaje się go złożonego razem w prostokąt jak kanapkę. 

Próbowałem lodów w obydwu miejscach poleconych mi przez Monicę i były rewelacyjne. Pierwszym było Giolitti na Via Uffici del Vicario. Drugim Fassi na Via Principe Eugenio. W tym pierwszym musiałem odstać masakryczną kolejkę, bo był to akurat dzień gdy pojawili się niemieccy ministranci i też mieli ochotę na te lody.

Przekonałem się natomiast, że nie zawsze warto próbować lodów w okolicach miejsc obleganych przez turystów. Raz dostałem naprawdę niedobre. Podobnie było z barami z pizzą. W miejscach przed którymi przechodziły tłumy turystów obsługa mniej się starała.

Najgorszy obiad - makaron z niezidentyfikowanym mięsem - zjadłem w kafeterii parku archeologicznego w Ostia Antica. Był to też jeden z najdroższych posiłków tego wyjazdu. Wykorzystali tam po prostu fakt, że wychodząc na zewnątrz traci się bilet.

Kolejka po lody w Giolitti

Niemcy

Mój pobyt w Rzymie przypadł na czas kiedy swój zjazd mieli w mieście niemieccy ministranci. Było ich kilka tysięcy. Biegali po mieście w słomkowych kapeluszach, a czasem w bawarskich zielonych spodenkach i krzyczeli. Wrzeszczeli hasła lub śpiewali wykrzykiwali religijne i patriotyczne piosenki.

Poniżej mała próbka - Niemcy w metrze:

Przez kilka kolejnych dni, gdziekolwiek szedłem tam byli oni. Ustawiali się w kolejce do Watykanu i Zamku Świętego Anioła. Jednocześnie przychodziła nam ochota na lody w Giolitti. W Ostia Antica godzinę czekałem w kolejce do kasy, aż ich wszystkich wpuszczą. Pewnego wieczora postanowiłem się przejść na Hiszpańskie Schody i byli tam oni... wszyscy. Zajmowali schody od góry do dołu, machali flagami, skakali i wykrzykiwali hasła.

Po pewnym czasie miałem już starych znajomych, których rozpoznawałem przy kolejnych atrakcjach. Ulżyło mi jednak gdy pewnego dnia zniknęli. Tego dnia pojechałem do Bazyliki Świętego Pawła za Murami - i niespodzianka - znów trafiłem na wszystkich - odbywała się tam specjalna msza dla nich z efektami wizualnymi (to jest kościół był podświetlony na różowo-fioletowo). Było to jednak naprawdę nasze ostatnie spotkanie.

Niemieckie Hiszpańskie Schody
Bazylika Świętego Pawła za Murami na różowo i fioletowo

Od Placu Berberini do Placu Navona

To właściwie moja codzienna trasa, bo w ten sposób najszybciej można było dotrzeć pieszo do centrum miasta. Pierwszym przystankiem po drodze była Fontanna Di Trevi, która jest niestety aktualnie w remoncie, obłożona rusztowaniami i nieczynna. W jednej z bocznych ulic odchodzących od Fontanny był mój ulubiony bar z pizzą. Przed fontanną, skręcając w lewo, bocznymi uliczkami, mogłem po kilku minutach trafić na szczyt Kwirynału - przed znajdujący się tam pałac prezydencki.

Idąc dalej mijałem Świątynię Hadriana i przedzierając się przez ulicznych sprzedawców docierałem do Panteonu. To dawna rzymska świątynia wszystkich bogów - a współcześnie kościół katolicki. Na placu przed Panteonem zbierały się zawsze największe tłumy, więc rzadko się tu zatrzymywałem. Idąc dalej mijałem posterunki Carabinieri przed włoskim senatem i docierałem w końcu do Piazza Navona.

Plac Navona zajmuje miejsce jednego ze starożytnych stadionów i zachował jego kształt. Na placu znajdują się trzy fontanny, obowiązkowy obelisk i piękny kościół Świętej Agnieszki. Stamtąd jest już dość blisko do Tybru i Zamku Świętego Anioła.

Fontanna Di Trevi (w remoncie)
Panteon
Piazza Navona

Watykan

Do Watykanu wybierałem się trzykrotnie. Za pierwszym razem poszedłem, zobaczyłem gigantyczną kolejkę złożoną głównie ze wspomnianych Niemców i przeraziłem się. Ponadto zaskoczyła mnie liczba naganiaczy oferujących "szybkie wejście" do Watykanu - to pod tym względem najgorsze miejsce w Rzymie - opędzałem się od nich przez całą długą drogę ze stacji metra do Placu Świętego Piotra.

Postanowiłem, że wybiorę się tam następnego dnia wcześniej. Nie pomogło. Utknąłem w długiej na trzysta metrów kolejce przed wejściem do muzeów watykańskich, pośrodku tłumu przepychających się Chińczyków. Przez pół godziny kolejka nie drgnęła nawet o krok. Chińczycy rozsiedli się wokół. Z prawej strony mijały mnie cały czas osoby, które najwyraźniej miały rezerwacje. Wtedy poszedłem po rozum do głowy i zaczerpnąłem informacji na temat biletów i systemu rezerwacji. Wróciłem do hostelu i kupiłem sobie bilet elektroniczny z rezerwacją na popołudnie tego samego dnia.

Wejście z rezerwacją zajęło około 15 minut - tam też była kolejka, ale znacznie krótsza. Przed wejściem do Watykanu przechodzi się też kontrolę z prześwietlaniem plecaków jak na lotnisku.

Ze środka pamiętam przede wszystkim rzekę ludzi, która porwała mnie i poniosła w stronę Kaplicy Sykstyńskiej. No, obejrzałem wcześniej muzeum etnograficzne, gdzie nie było tłumów. I kiedy ruszyłem w stronę Kaplicy to starałem się zatrzymywać w każdej sal na trochę dłużej, by obejrzeć obrazy, gobeliny czy rzeźby. Ale przez cały czas ktoś przechodził obok, potrącał mnie albo przemawiał koło mojego ucha do prowadzonej przez siebie wycieczki.

W Kaplicy Sykstyńskiej zatrzymałem się na dłużej - cała ogromna sala wypełniona była ludźmi, pomiędzy którymi wiła się rzeka tych, których nie czuli potrzeby żeby się za bardzo rozglądać. W tłumie chodzili ochroniarze i raz za razem krzyczeli do kolejnych turystów z komórkami: "no photo! no photo!".

Kaplica jest piękna, ale przeżycie zwiedzania jej w tej ciżbie było raczej traumatyczne. Chętnie pojechałbym tam jeszcze raz, poza sezonem turystycznym i wtedy wybrałbym się tą trasą wcześnie rano - najwcześniej kiedy można zdobyć rezerwację.

W ogromnej Bazylice Świętego Piotra tłum się rozproszył, było więc znacznie lepiej.

Bazylika Świętego Piotra
Watykan
Watykan
Bazylika Świętego Piotra

Via Appia Antica
Via Appia Antica to zachowany odcinek starej rzymskiej drogi Via Appia. Zaczyna się w okolicach bramy San Sebastiano i ciągnie daleko za miasto. Niektóre odcinki mają zachowaną nawierzchnię z kamiennych płyt. Postanowiłem przejść tą drogą tak daleko jak dam radę i zwiedzać ciągnące się wzdłuż niej zabytki - w tym najważniejsze - chrześcijańskie katakumby.

Pomysł okazał się taki sobie - przede wszystkim dlatego, że pierwszy odcinek Via Appia Antica to normalna ulica z ruchem samochodowym. Normalna, ale też bardzo wąska, ze śladowym poboczem i w wielu miejscach wysokimi murami po obydwu stronach. Bardzo szybko miałem jej dość.

Sytuacja stała się lepsza po Katakumbach Świętego Kaliksta, bo mniej więcej w tych okolicach znajduje się skrzyżowanie po którym Appia Antica staje się lokalną drogą z niewielkim ruchem. Żałowałem jednak, że nie skorzystałem z wypożyczalni rowerów, która znajdowała się przy punkcie turystycznym na początku drogi. To byłby optymalny sposób jej zwiedzania.

Zwiedziłem Katakumby Świętego Kaliksta. Poza kilkoma komorami, w których spoczywali święci, wygląda to tak, że idzie się głębokimi, podziemnymi korytarzami, wzdłuż niezliczonych półek w których układani byli zmarli. Teraz jest tam elektryczne światło, oryginalnie dostarczały go (wraz z wentylacją) nieliczne głębokie szyby. Ogólnie jest to takie miejsce, w którym bardzo nie chciałbym zabłądzić, przed czym zresztą ostrzegali nas przewodnicy.

Od tego momentu marsz Via Appia Antica stał się naprawdę przyjemny. Szedłem zachowanymi fragmentami rzymskiej drogi między ruinami i sosnami piniowymi. Zwiedziłem Grobowiec Cecylii Metelli oraz stanowisko archeologiczne Capo di Bove z odkrytymi fragmentami łaźni. Obejrzałem, niestety z daleka - bo było już późne popołudnie i stanowisko zostało zamknięte - ruiny akweduktów.

Niestety zbliżał się wieczór i musiałem postanowić co robić dalej. Mogłem zawrócić, skręcić w jedną z bocznych dróg i dojść do osiedla z którego odjeżdżają autobusy, albo pójść dalej i wrócić pociągiem. Wybrałem ostatnią opcję ze stacją kolejową Torricola - na mapie wyglądało to bardzo zachęcająco - czekał mnie dalszy marsz Via Appia Antica, która tymczasem zmieniła się w przyjemną wiejską drogę otoczoną ruinami, a potem niecały kilometr marszu zwykłymi ulicami.

Pierwsza z tych zwykłych ulic to był mój najgorszy moment tych wakacji. Droga wąska, kręta, bez pobocza - z kolczastymi krzakami wystającymi na jezdnię i sporym ruchem w obie strony. Za krzakami były jeszcze zasieki i ostrzeżenia, bo teren wokół był wojskowy. Było to bardzo długie kilkaset metrów - pokonując je doszedłem do wniosku, że poza miastem po Włoszech warto poruszać się tylko samochodem.

Via Appia Antica
Akwedukty w pobliżu Via Appia Antica

Ostia Antica i wybrzeże

Ostia Antica to ruiny starego rzymskiego miasta i portu. Znajdowało się kiedyś u ujścia Tybru do morza. Potem brzeg morza przesunął się o trzy kilometry. Dzisiaj to ogromny kompleks rzymskich ruin - jeden z największych we Włoszech. Spędziłem tam większą część dnia, chodząc pośród ruin, oglądając mozaiki i zachowane malowidła i nadal mam wrażenie, że wiele rzeczy opuściłem. Na miejscu jest też muzeum z kolekcją antycznych rzeźb.

Do ruin dojechałem kolejką podmiejską, która jest tu przedłużeniem metra. Po zwiedzaniu Ostii pojechałem kolejką dalej - do końca linii - na stację Cristoforo Colombo. Były tam jednak tylko płatne plaże, na które nie zdecydowałem się przed wieczorem. Potem ma mapie odkryłem inne miejsce, z molem, w okolicach stacji Lido di Ostia Centro i pojechałem tam jeszcze raz ostatniego wieczora.

Ostia Antica
Ostia Antica
Ostia Antica
Wybrzeże Lido di Ostia

Koty

Rzymskie ruiny pełne są bezdomnych kotów. Całe stadko żyje w ruinach Nimfeum Aleksandra Sewera. Spotykałem je pośród ruin Ostia Antica. Jest jednak pewne szczególne miejsce - rejon Area Sacra z ruinami czterech świątyń i teatru - gdzie urządzono dla nich schronisko. Koty są wysterylizowane, wyleczone i oswojone - można wybrać sobie kota i adoptować. Dziesiątki kotów wyleguje się w ruinach, popołudniami można do nich zejść - pomieszczenie schroniska znajduje się pod ulicą, w jednym z narożników Area Sacra.

Kot z Area Sacra
Area Sacra

Co więcej

W ciągu tego tygodnia odwiedziłem jeszcze kilkanaście kościołów, kilka muzeów, park, zamek, wyspę na Tybrze, kilka spośród rzymskich wzgórz, place, fontanny i ruiny. Oto kilka jeszcze miejsc, które chciałbym szczególnie polecić:
  • Oczywiście Koloseum, ale też Forum Romanum i ruiny na Palatynie - bilet na cały ten obszar jest jeden.
  • Widok na Forum Romanum z Kapitolu. Warto też wejść na taras Ołtarza Ojczyzny - wejście jest za darmo - i popatrzeć w stronę Koloseum i Forum Trajana.
  • Najlepszy widok na cały Rzym (bez Watykanu) jest ze wzgórza Janikulum na zachód od Tybru.
  • Zamek Świętego Anioła z muzeum i widokiem na Watykan.
  • Muzeum Narodowe w Palazzo Massimo alle Terme z zabytkami antycznymi - pięknymi rzeźbami, malowidłami i mozaikami.
  • Bazylika Matki Bożej Większej
  • Piazza del Popolo z obeliskiem i bliźniaczymi kościołami
Co się nie udało:
  • zrobić zdjęcia Ust Prawdy od frontu - nie starczyło mi cierpliwości, żeby stać w kolejnej stumetrowej kolejce.
I jeszcze kilka spostrzeżeń:
  • Z podbitego Egiptu Rzymianie wywieźli chyba wszystkie obeliski jakie mogli znaleźć. Stanowią podstawowy element wystroju rzymskich placów. Nie ma porządnego placu bez dwóch z trzech rzeczy: fontanny, pomnika lub obelisku. Przy czym te ostatnie wydają się znacznie częstsze od pomników.
  • Typowy samochód rzymski ma podłużną, ciągnącą się przez cały bok rysę, rzadziej boczne wgniecenie. Samochód nieuszkodzony jest prawdopodobnie nowy albo nieużywany.
  • Pojęcie ścieżki rowerowej nie jest w Rzymie znane - podobnie pobocza przy drodze za miastem. Rowery widziałem tylko w okolicach wypożyczalni na Via Appia Antica. Popularne wśród miejscowych są skutery.
  • Miasto ma rewelacyjną wodę, lepszą niż wiele mineralnych dostępnych w butelkach. Na mieście jest też pełno kranów, z których można zaczerpnąć bieżącej wody do picia. Kupowanie butelkowanej wody w Rzymie, zwłaszcza od ulicznych sprzedawców, którzy oferują ją po kilkukrotnie zawyżonej cenie jest po prostu marnowaniem pieniędzy.
Zamek Świętego Anioła
Widok z Ołtarza Ojczyzny
Antyczny fresk w Palazzo Massimo alle Terme

Linki