niedziela, 10 grudnia 2017

Ruiny, małpy i kolejki do zdjęć

Świątynia Ta Prohm
Las wdziera się na mury. Korzenie drzew oplatają je ze wszystkich stron. Słychać jednostajne brzęczenie cykad i odgłosy ptaków. Z nieba leje się żar. Jest kilka tygodni po zakończeniu pory deszczowej, a zieleń już zaczyna blaknąć. Gałęzie rzucają ostre cienie na mury i posągi. Z ciasnego korytarza świątyni wylewa się chińska wycieczka i ustawia w kolejce do robienia zdjęć przy korzeniu drzewa.

Tak to właśnie wyglądało niemal w każdym miejscu Angkoru, które odwiedziłem. W ciągu dwóch kolejnych dni na wypożyczonym elektrycznym skuterze objechałem najpierw dużą, a potem małą pętlę. Wcześniej, jeszcze po południu po przyjeździe, udało mi się podjechać do Angkor Wat, a potem wejść na wzgórze Bakheng, gdzie miałem nadzieję obejrzeć zachód słońca, ale zrezygnowałem kiedy zobaczyłem kolejkę do świątyni.

Kolejka do świątyni na szczycie Bakheng
Dwa miejsca wyróżniały się pozytywnie na tym tle. Paradoksalnie w najbardziej znanym Angkor Wat nie ma tłoku, ponieważ świątynia jest ogromna i ruch turystyczny rozkłada się trochę. Na szczyt (także ogromny - chodzi o cały kompleks pięciu wież) może wejść jednocześnie sto osób i o właściwej porze nie ma tam kolejek. W Angkor Wat najgorzej jest rano i przed zachodem słońca. Byłem popołudniu i nie musiałem czekać.

Angkor Wat
Drugim spokojnym miejscem była świątynia Ta Nei, którą wskazali mi w wypożyczalni skuterów. Jest położona na uboczu, z dala od asfaltowych dróg, prowadzi tam tylko gruntowa droga przez dżunglę. Byłem tam jednym z kilku turystów.

Świątynia Ta Nei
W ciągu tych kilku dni, poza zwiedzaniem świątyń, zatrzymywałem się na lokalne jedzenie i kokosy do picia. Zostałem zaatakowany przez małpę - ale to moja wina. Do tej pory miałem do czynienia wyłącznie z makakami, które są przyzwyczajone do ludzi jak te na Górze Popa w Mjanmie. I podszedłem od tak do dzikiego zwierzęcia, na odległość paru metrów zrobić mu zdjęcie. Małpiszon ruszył na mnie z zębami, ale udało mi się szczęśliwie wycofać bez pogryzienia.

W lesie w południowo-zachodnim narożniku Angkor Wat żyją całe stada małp, bardziej przyzwyczajone do ludzi. Kradną ubrania ze straganów i cokolwiek nieopatrzni turyści pozostawią niepilnowane. Byłem świadkiem kradzieży wody butelkowanej, którą małpa sobie następnie odkręciła i wypiła. A także bitwy między dwoma plemionami małp o skradziony koc.

Małpa ze zdobytym kocem

Z ukradzioną wodą
W świątyni Ta Som spotkałem dziewczynkę sprzedającą pamiątki, która rozpoznała że jestem z Polski lub Rosji. Zapytana skąd wie, odparła że mam twarz taką jak ludzie z Polski, Rosji i Czech. Targowała się częściowo po rosyjsku i próbowała mi na koniec po polsku powiedzieć "dziękuję". Nauczyłem ją poprawnej wymowy, więc pewnie zaskoczy jeszcze bardziej następnego turystę.

Jeśli czegoś żałuję to pośpiechu przy zwiedzaniu. Trzydniowy bilet do strefy kosztował 62 dolary i w ograniczonym czasie próbowałem zobaczyć jak najwięcej. Mógłbym tu spędzić tydzień, a za bilet zapłaciłbym tylko 10 dolarów więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz