piątek, 2 września 2022

O indonezyjskim ruchu drogowym

Nie pojechałem do Azji po raz pierwszy. Jeździłem po Indochinach, Indiach i Mjanmie - w tej ostatniej także jako kierujący skuterem, choć przyznaję, że w dość spokojnej, wiejskiej okolicy. W związku ze swoją pracą, dawno temu, spędziłem pół roku w Chinach. Było to zanim tamtejszy rząd wdrożył powszechny system nadzoru obywateli by odejmować im punktów za złe zachowanie, a więc w czasach gdy przekraczanie szanghajskiej ulicy było przygodą. Jednakże Indonezja, a szczególnie drogi na Jawie dostarczyły mi zupełnie nowych wrażeń.

Może to przez to, że tak dużo tego było. Poza dość standardowymi problemami zachodniego turysty w Azji, czyli co zrobić żeby przejść przez ulicę zachowując życie, mogłem popatrzeć na to z drugiej strony. Dwa długie dni spędziłem w samochodach, w czasie wyjazdu do wulkanów Bromo i Kawah Ijen z IndoTravel. Byłem wożony godzinami na skuterach i w taksówkach. Tkwiłem w beznadziejnym wielokilometrowym korku bez szans by zdążyć na zachód słońca w Tanah Lot. Tym razem nie zdecydowałem się na wynajęcie skutera, choć na Bali było to bardzo powszechne wśród zachodnich turystów. Ci jednak nie zawsze dobrze sobie radzili. Mnie odstraszał dość mocno lewostronny ruch uliczny. W połączeniu z tym chaosem, który widziałem, myślę że byłoby mi go trudno ogarnąć.

Drogi nie są nawet bardzo złe. Przypominają mi te z początku lat 90. w Polsce. Dla tych co nie pamiętają to mam na myśli drogi bez żadnych obwodnic i autostrad, przechodzące zawsze przez samo centrum miasta czy miasteczka, wąskie, bez chodników i często poboczy. Tu w miastach dochodzą jeszcze wąskie chodniki zapchane straganami, zaparkowanymi samochodami i skuterami. 

Całkiem typowa droga na Jawie

Moim zdaniem to co sprawia, że jeździ się tu tak ciężko to gigantyczne zatłoczenie tych dróg. Na Jawie, trzykrotnie mniejszej od Polski, mieszka blisko 150 milionów ludzi. Ze szczątkową komunikacją publiczną, poza Dżakartą, wszyscy ci ludzie dla załatwienia swoich codziennych spraw muszą dojechać gdzieś skuterem. Albo samochodem jeśli ich na niego stać. Właśnie dojechać, bo chodzenie po tych ulicach jest tak ciężkie, że łatwiej pewnie wsiąść na skuter. To, że ten system jeszcze jakoś działa, wynika wyłącznie z tego, że ogromna większość ludzi jeździ na skuterach. Omijając samochody z każdej strony, przemykając chodnikami jeśli trzeba, albo wąskimi zaułkami pomiędzy budynkami. Jeśli choć część z nich przesiądzie się kiedyś na samochody to punkt krytyczny zostanie przekroczony i ruch uliczny na Jawie zatrzyma się w jednym gigantycznym korku.

Pewnego popołudnia w Kucie chciałem dojechać do świątyni Tanah Lot. Podobno jest najpiękniejsza w czasie zachodu słońca. Nawigacja google'a pokazywała, że wyruszając za pół godziny zdążę tam z przeszło godzinnym zapasem. Głupi, poszedłem wynająć kierowcę w hotelu. Ten, niezbyt rozgarnięty, najpierw pojechał na południe, bo podekscytowany swoją własną opowieścią o jeździe do innej świątyni, zapomniał o właściwym celu podróży. Potem zawróciliśmy na północ. Utknęliśmy w korku długim na kilometry. Droga była dwupasmowa ze światłami na skrzyżowaniach. Uważam, że ciągle mieliśmy szansę, gdyby tylko miejscowi kierowcy powoli jechali dalej zamiast ustawiając się w "najlepszej pozycji" na skrzyżowaniach nie zajeżdżali sobie ciągle drogi. Wtedy mój kierowca zrobił coś jeszcze głupszego, próbując pojechać na pamięć jakąś boczną wąską drogą. W tym momencie naprawdę utknęliśmy przepychając się uliczkami. Obok nas chodnikami mijało nas dziesiątki skuterów. Ale nawet one czasem musiały się zatrzymać, na wąskich skrzyżowaniach gdzie policjanci usiłowali sterować tym chaosem. Na miejsce dotarliśmy pół godziny po czasie. Następnego dnia znalazłem kierowcę skutera, który mnie tam zawiózł. Po dwóch godzinach na twardym siedzeniu bolały mnie nogi i tyłek. Jednak dojechaliśmy, tak jak to widziałem poprzedniego dnia, przemykając pomiędzy stojącymi samochodami i po chodnikach.

Niektórzy kierowcy radzą sobie z tym jeżdżąc bardziej agresywnie od innych. Dotyczy to zdecydowanej mniejszości, ale wśród tych, którzy wożą turystów zdarza się dość często. Na przykład kierowca taksówki, który wiózł mnie z lotniska do centrum Jogjakarty miał następującą technikę pokonywania skrzyżowań: na czerwonym światle zjeżdżał na chwilowo pusty przeciwny pas ruchu. W momencie zmiany świateł przyspieszał mocno żeby przed najeżdżającymi z naprzeciwka wrócić na właściwy pas. Zwykle się udawało, chyba że po lewej mieliśmy kogoś kto nie był chętny by go wyprzedzać z prawej i też przyspieszał. Wtedy oczywiście kończyło się postojem na środku drogi, odtrąbieniem i wreszcie wryciem się przed kolejny samochód z lewej, którym akurat jechał ktoś bardziej skłonny ustąpić.

Inna bardziej powszechna technika, którą zaobserwowałem u kilku kierowców, polegała na udawaniu skrętu w lewo na skrzyżowaniu, po to by ustawić się do jazdy prosto. Po zmianie światła na zielone technika ta wymagała gwałtownego przyspieszenia żeby wyprzedzić wszystkie prawidłowo ustawione samochody na prawym pasie.

Absolutnie najgorszym kierowcą jakiego widziałem był pewien kierowca autobusu, który robił to powyższe, a także wyprzedzał nie dbając o jadących z naprzeciwka. W pewnym momencie zmusił tak skuter do ucieczki na pobocze, bez której prawdopodobnie jadąca nim para by zginęła.

Naszą dwudniową jazdę z Bromo na Bali pamiętam właśnie jako niekończącą się serię wyprzedzania samochodów i skuterów, a czasem prób wyprzedzania przerywanych gwałtownie gdy coś się jednak wyłoniło za zakrętu czy górki. A czasem prosiliśmy światłami samochód z naprzeciwka żeby zjechał na bok i wyprzedzaliśmy dalej.

Kierowcy stosują tu przeróżne sygnały dźwiękowe i świetlne, których części nie udało mi się rozszyfrować. Dużo mniej się tu jednak trąbi, w przeciwieństwie do Indochin gdzie była to podstawowa forma komunikacji. Bardzo mocno używane są światła. Np. awaryjne, tak jak u nas mogą oznaczać zagrożenie, podziękowanie, ale też jak się domyśliłem "wyprzedź mnie, nie mogę szybciej" (często stosowaliśmy na stromych podjazdach do wioski pod Bromo, gdzie nasz samochód dawał radę wyłącznie na pierwszym biegu), albo ogólnie "wyprzedzaj". Choć tego ostatniego nie jestem pewien. Tak to wyglądało u większości kierowców. Ale pokazywał nam to też ten wspomniany wyżej autobus, a jeśli u niego to znaczyło "wyprzedzaj" to chciał  nas wpuścić w maliny, a właściwie w ciężarówkę.

To, że nie dochodzi tu bez przerwy do śmiertelnych wypadków wynika chyba w głównej mierze z tego, że jeździ się dużo wolniej niż u nas. Wydawało mi się, że jedziemy szybko, ze względu na przyspieszenie i wyprzedzanie innych, a kiedy patrzyłem na prędkościomierz to okazywało się, że to zwykle około 65 km/h. Kiedy naprawdę "pędziliśmy" to było to maksymalnie 80 km/h. Przez to, że droga jest wąska, że tyle się dzieje, i że jedziemy na wysokich obrotach, wydaje się, że jest znacznie więcej.

Nietypowi pasażerowie

Częstotliwość zmiany pasa w trakcie prób wyprzedzania nadaje nowy wymiar przygodzie z przekraczaniem ulicy przez pieszych. Jeśli uważasz, że masz wolny pas i możesz posunąć się kilka kroków dalej, może cię nieprzyjemnie zaskoczyć  kierowca, który nagle wyłoni się za innego samochodu.

Kierowcom z kolei kolejnych atrakcji dostarczają grajkowie uliczni i sprzątacze. Szczególnie dużo widziałem ich w Jogjakarcie. Gdy samochody zatrzymują się na czerwonych światłach ci wchodzą na ulice i zaczynają grać na prostych instrumentach (najbardziej popularne było coś w rodzaju ukulele), a potem usiłują pobierać za tą grę pieniądze. Sprzątacze z kolei omiatają szyby samochodów miotełkami.

Spotykaliśmy też ulicznych handlarzy, którzy sprzedają towary prosto do samochodów. Obok dość pospolitych sprzedawców wody i jedzenia czasem widywaliśmy bardziej oryginalne przypadki. Np. na Bali mężczyzna miał do sprzedania półmetrowy model samolotu, którym, aby go godnie zaprezentować, "fruwał" ponad szybami czekających na światłach samochodów.

Na Bali powszechne jest wynajmowanie skuterów przez zachodnich turystów. Niektórzy radzą sobie dobrze, inni mniej, jak pewien mężczyzna, którego widziałem, kiedy nie potrafił się zatrzymać. Zamiast hamować dodawał gazu i głośno krzycząc "Stop! Stop!" obtłukł swój skuter o murek. Ogólnie jednak nie jest to zła opcja, a na pewno lepsza od prób poruszania się w tych korkach taksówkami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz