wtorek, 20 września 2022

Prom na Bali

Bilety na prom ze wschodniego wybrzeża Jawy na Bali kupiła nam firma turystyczna, która organizowała wyprawę na wulkany Bromo i Kawah Ijen. Nie znam więc ich dokładnej ceny. Z procesu zakupu zaobserwowałem tylko, że bilety zakupione w kasie wymienili nam na inne, imienne, w specjalnym automacie. Czyli podobnie jak w przypadku pociągu.

Gdy wypływaliśmy widziałem, że ktoś płynie obok promu i głośno krzyczy. Uznałem, że trzeba mu pomóc i już zacząłem rozglądać się za kimś kto mógłby to zrobić. Tymczasem stojący obok mnie Indonezyjczycy zaczęli rzucać pływakowi banknoty. Okazało się, że niektórzy dorabiają sobie tutaj w ten sposób. Obserwowałem potem jak wychodzi na jakąś betonową konstrukcję, która była częścią infrastruktury portu, wspina się, a potem skacze ponownie z wysokości około ośmiu metrów. Niestety zaskoczył mnie tym drugim skokiem, nie mam filmu ani zdjęć. Wyglądało to, jakby zdecydował się na skok w ułamku chwili, wziął rozbieg i skoczył.

Większa część miejsc siedzących była zajęta. Wolne były tylko miejsca pośrodku, z których mało było widać. Wolałem stać przy barierce i oglądać widoki, a prawie z całej trasy można było podziwiać wulkan Ijen, na którym byłem jeszcze tego poranka:

W pewnym momencie słyszałem piski ludzi obserwujących morze. Wydaje mi się, że zobaczyli delfina, ale mi się nie udało. Jak się obejrzałem to nic tam już nie było.

Cała podróż promem zajęła mniej niż godzinę. Na Bali sprawdzili nasze certyfikaty COVID-owe i był to drugi raz kiedy się to zdarzyło (pierwszy był przy wjeździe do Indonezji). Potem długo czekaliśmy na naszych kierowców. Oni jechali oddzielnie, udając że nie mieli żadnych pasażerów (pewnie tak jest taniej).

Później musieliśmy się rozdzielić. Było nas w tym momencie dziewięcioro, nie licząc kierowców. Oba samochody były siedmioosobowe i wypadło tak, że najsensowniej było posadzić mnie w mniej zapchanym samochodzie. Przez to niestety jechałem z włoską parą, z którą najgorzej mi się dogadywało w czasie tych poprzednich kilku dni. Oni też jako jedyni nie jechali do Ubud, tylko do Denpasar. Droga do Ubud przez makabryczne korki na południu wyspy zajęła jeszcze przeszło pięć godzin.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz