środa, 28 września 2022

Dżakarta

Na ostatni dzień przed powrotem do Polski zatrzymałem się w Dżakarcie. To miasto mnie przytłoczyło. Nie chodzi o rozmiar. Na ogół lubię duże miasta. Przez pół roku mieszkałem kiedyś w Szanghaju i dobrze się tam czułem. Może sprawiła to dzielnica, w której znajdował się hotel. Mieszkałem w Dżakarcie Centralnej w zasięgu pieszego spaceru z tzw. Pomnika Narodowego.


W pobliżu hotelu nie było żadnej restauracji, tylko trochę ulicznego jedzenia, którego nie chciałem ryzykować przed podróżą samolotem (w końcu zjadłem w hotelu). Wszędzie wokół były biurowce i rządowe budynki albo domy biedoty. Nic pomiędzy.

Zwiedziłem Muzeum Narodowe, w którym najbardziej zaciekawiły mnie eksponaty etnograficzne z różnych indonezyjskich wysp. Muzeum jest tłumnie odwiedzane przez miejscowe szkolne wycieczki i panował tam tłok.

Potem poszedłem pod Pomnik Narodowy. To miejsce było dla mnie szczególnie przytłaczające. Ogromna pusta przestrzeń z wielką iglicą pośrodku. W zasięgu wzroku może kilkanaścioro innych ludzi. Ta bezludna pustka skojarzyła mi się z Nay Pyi Taw. Więcej ludzi spotkałem dopiero przy przystanku swojego rodzaju kolejki, która woziła ich po parku. I prawdziwy tłum był w podziemnej kasie biletowej.

Odkryłem potem, że ludzi jest tu pełno, ale kryją się w podziemiach wieży. Ludzie spali tam na podłodze i jedli. Myślałem przez chwilę, że to bezdomni, ale to po prostu zwiedzający, którzy korzystali z chłodu tej piwnicy.

Pogoda na zewnątrz faktycznie była trudna to wytrzymania. Chwilami padał deszcz (najgorszy przeczekałem w muzeum). Przez większą część czasu słońce przebijało się przez rzadką mgłę. Było gorąco i bardzo wilgotno.

Z cokołu wieży widziałem wszędzie wielkie biurowce, ale żaden z nich się wyróżniał się w żaden sposób. Ich wierzchołki chwilami skrywała mgła. Na szczyt nie udało się wjechać bo nie dostałem biletu. Możliwe, że skończył się przydział na ten dzień. Wchodząc do wieży widziałem gigantyczną kolejkę do innego wejścia. Z głośników wokół wieży rozbrzmiewały wojskowe marsze:


Poszedłem jeszcze w rejon wielkiego meczetu Istiqlal, ale nie wchodziłem do środka. To jeden z największych meczetów na świecie, ale nie jest zabytkowy, pochodzi z lat 70. ubiegłego wieku.

W tym momencie miałem już naprawdę dość Dżakarty i wróciłem taksówką do hotelu. Zapłaciłem wielokrotnie mniej niż kiedykolwiek udało mi się wynegocjować w rejonach turystycznych, co kazało mi się zastanowić jak bardzo przepłacałem na Jogjakarcie i na Bali.

Następnego dnia na lotnisku odebrałem swój bagaż, który zaginął dwa tygodnie wcześniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz